niedziela, 21 września 2014

Metoda Czwarta. "A ty jesteś dla nas siostrą. I zawsze możesz na nas liczyć."

Zbyszek.


Sezon zakończył się kilka dni temu. Zdobyłeś razem z rzeszowskimi siatkarzami tytuł Mistrza Polski, detonując przy tym Wielką Skrę. Nie myślałeś, że się wam to uda. Z resztą nie myślałeś nawet o tym, że spędzisz genialny sezon w barwach klubu ze stolicy Podkarpacia. Przecież jeszcze dwa lata temu nikt nawet o tobie nie słyszał, nie byłeś znany, nie miałeś tysięcy fanów. Byłeś przeciętniakiem w lidze włoskiej. Dziś jesteś jednym z najlepszych atakujących w pluslidze. Najlepszy od środka samego siebie. Najlepszy ze wszystkich siatkarskich wcieleń Zbyszka.

Wczoraj wróciłeś z krótkich wakacji przed sezonem reprezentacyjnym. Te kilka dni spędzonych na Malediwach razem z Michałem i Moniką pozwoliły się odciąć się od całego siatkarskiego zgiełku, który panuje w kraju. W końcu zagracie w Igrzyskach, a to dla kibiców nie lada gratka. Każdy uważa, że wygracie i to z wielką przewagą. Masz dosyć tych pytań, czy wygracie dwie imprezy, czy może skupicie się jedynie na Olimpiadzie. Masz chwilowy wstręt do siatkówki, ale wiesz, że minie, gdy tylko przekroczysz bramę spalskiego ośrodka przygotowań.

Dziś przed tobą wielkie wyzwanie. Z samego rana jedziesz do Ignaczaków, by wyciągnąć Kasię z domu i zająć się nią do momentu, gdy dostaniesz wiadomość, że możecie wracać. Dziś są jej urodziny.Nie chcesz dać jej banalnego prezentu, który może dać jej każdy. Chcesz, by na jej twarzy zapanował uśmiech. Podjeżdżasz pod dom Krzyśka i Iwony, zamykasz samochód i zmierzasz w kierunku ogrodu, skąd dochodzą dźwięki radosnych krzyków dzieci i śmiechu libero. 

- Cześć wszystkim - witasz się, a po chwili dzieciaki dopadają do ciebie o mało co cię nie przewracając. 

- Spokojnie, nie zamierzam gdzieś daleko od was wybywać na razie - uśmiechasz się do nich i podajesz dłoń Krzyśkowi. 
- Siema stary. Gdzie Kasia?
- A zaraz zejdzie, szykuje się właśnie...
- A gdzie wujek zabierasz ciocie? - pyta Sebastian.
- To niespodzianka, ale jeśli wasz tata się zgodzi to mogę zabrać i was oboje - wskazujesz na pociechy Igły, który kręci głową, ale po chwili czasu i konsultacjach z małżonką, zgadza się.
- O jesteś już - w ogrodzie pojawia się dziewczyna w zwiewnej sukience, dżinsowej kurtce i koturnach. - Halo, ziemia do Zbyszka... - macha ci przed nosem, a ty orientujesz się, że się zawiesiłeś. Od razu mówisz, że wszystko w porządku, chwytasz Dominikę na ręce i kierujesz się razem z Kasią i młodym Ignaczakiem do samochodu. Zapinasz dzieci do ich fotelików, które przygotował Krzysiek, otwierasz drzwi przed dziewczyną i wreszcie sam zasiadasz za kierownicą, by ruszyć do pod rzeszowskiego Łańcutu. Wszystko doskonale przygotowałeś, a wizyta w wesołym miasteczku musi poprawić jej humor.

Niespełna godzinę później śmigacie już samochodzikami i co chwilę zderzacie się z innymi bawiącymi się osobami. Ty jeździsz razem z Dominiką, a Kasia próbuje ugrać coś w walce o kierownicę z Sebastianem. Widzisz, że się śmieje, że jej oczy iskrzą. Dzieciaki też są szczęśliwe. Następnie idziecie na kolejkę. Ponownie siedzisz razem z małą dziewczynką, a po drugiej stronie przedziału siedzi Sebastian ze swoją ulubioną ciocią. Zerkasz w jej oczy. Nie przeszkadza ci to, że pędzicie kilkadziesiąt kilometrów na godziną, że wszystko do około jest rozmazane. Interesuje cię jedynie uśmiech, który wreszcie na stałe zagościł na jej twarzy. Udało ci się. Sprawiłeś, że jest szczęśliwa.

- Wujek, a może pójdziemy na strzelnicę i wygramy jakieś misie dla dziewczyn, co? - szepcze ci młody, więc kierujecie się w te rejony. Najpierw do boju podchodzi Sebastian. Dziwisz się, jak za trzecim strzałem udaje mu się wygrać różową maskotką, która po chwili podaje swojej siostrze. Teraz Twoja kolej.

- O co pan walczy? - pyta mężczyzna z obsługi. Kierujesz swój wzrok na misie, a w oko wpada ci tylko jeden.
- O tego miśka - wskazujesz na dużą maskotkę. Po chwili celujesz już do tarczy. Na trzy możliwe strzały, dwa już chybiłeś i to bardzo. Teraz twoja ostatnia szansa. To tak, jakbyś walczył o zwycięstwo po tym, jak przeciwnik obronił dwa punkty, a twojej drużynie nadal brakuje tego jednego. To tak, jakbyś szedł na zagrywkę i musiał zagrać asa. Przymierzasz, celujesz, strzelasz....
- Udało ci się wujek! Brawo! - słyszysz krzyki dzieci. Po chwili otrzymujesz nagrodę, którą  dajesz Kasi, jako prezent urodzinowy.
- Wszystkiego najlepszego... - muskasz jej policzek swoimi ustami, przy okazji wyczuwając  zapach jej owocowych perfum.
- Dziękuję - uśmiecha się, a potem ciągnie razem z dziećmi na watę cukrową. - Wracajmy już do domu - mówi, gdy wszyscy kończycie już swoje porcje słodkości.





Kasia.


Po całym dniu spędzonym w wesołym miasteczku wracaliście w wesołych humorach do domu Ignaczaków. Dzieciaki cicho oddychają, śpią na tylnym siedzeniu. Zbyszek wpatruje się w drogę, a ty w duchu dziękujesz Bogu, że znów postawił ci tego chłopaka na drodze. Nie mogłaś przypomnieć sobie, abyś przez ostatnie lata spędziła jeden dzień, przez cały czas szczerze się uśmiechając. Do teraz. Zbyszek przeszedł samego siebie. Robił wszystko, abyś miło spędziła ten dzień.  Swój wzrok znowu zatrzymujesz na ogromnym misiu. Gdy posadziłaś go sobie na kolanach przed ruszeniem w drogę powrotne, okazało się, że jego głowa zasłania ci cały widok. 



Po chwili jednak twój uśmiech zniknął. Znów dopada cię przeszłość. Jak przez mgłę widzisz pewien obraz. Boże Narodzenie. Przepiękna choinka rozświetlona setką kolorowych lampek. Prawie cała rodzina w komplecie. Tylko Arek nie mógł dotrzeć na czas. Obowiązki. Ty miałaś wtedy dziewięć lat. Zasiadaliście już do stołu, gdy zadzwonił dzwonek. Zerwałaś się z krzesła i ruszyłaś w stronę wejścia. Dobiegłaś do klamki i zamaszystym ruchem otworzyłaś drzwi. Liczyłaś, że zobaczysz za nimi swojego ukochanego brata. I nie zawiodłaś się. Chociaż pierwsze, co zobaczyłaś, to ogromny biały miś z czerwoną kokardą. Potem zza niego wyłonił się twój brat. Gdy dowiedziałaś się o jego śmierci, przeszłaś fazę załamania, która cechowała się tym, że niszczyłaś wszystko, co ci o nim przypomniało. Na szczęście ta faza była krótka i wiele pamiątek ocaliłaś, jednak ten miś nie przetrwał tego, gdyż poszedł na pierwszy ogień. 

- Wszystko w porządku? - dobiegł cię głos Zbyszka. Rozejrzałaś się i zobaczyłaś, że samochód stoi w miejscu i nie ma w nim dzieciaków. - Jesteśmy na miejscu - wyjaśnił, widząc twój zdezorientowany wzrok. 

- Tak, wszytko dobrze - powiedziałaś, odpinając pas i wysiadłaś z pojazdu. Ale widziałaś w jego oczach, że on wie. Wie, że nic nie jest w porządku. Że te słowa, które powtarzasz każdego dnia, są jednym wielkim, kłamstwem, w które ty sama starasz się uwierzyć. Wiedział też, że ten szczery uśmiech, który zdobił twoje usta dzisiejszego dnia, zniknął i raczej nie pojawi się prędko. 

Dogonił cię i ramię w ramię, w ciszy skierowaliście się w stronę domu rzeszowskiego libero. Zbyszek otworzył ci drzwi i puścił przodem. W przedpokoju ściągnęliście buty i ruszyliście w stronę salonu. Cały dom pogrążony był w mroku. Chciałaś zapalić światło, jednak nie zdążyłaś, bo ktoś cię uprzedził. I bynajmniej tym kimś nie był atakujący. Pokój wypełniło światło i zobaczyłaś sporą grupę ludzi, w tym swoich rodziców. Byli też siatkarze z klubu oraz twoi znajomi z rodzinnego miasta.


- Niespodzianka! - wszyscy na zawołanie krzyknęli witając cię w ten sposób. 
Twoja impreza urodzinowa trwała już od dwóch godzin. Na początku przywitałaś się ze wszystkimi i podziękowałaś za przybycie. Potem rozpakowywałaś prezenty, co rusz uśmiechając się. Pomysłowość siatkarzy cię zaskakiwała. Czasem aż bałaś się otworzyć paczkę. 

- Chodź ze mną - Krzysiek pociągnął cię za rękę w stronę kuchni. - Teraz moja kolej na wręczenie ci prezentu. Nie chciałem tego robić przy chłopakach, żebyś nie czuła presji - powiedział wręczając ci kopertę. Wzięłaś ją do rąk i otworzyłaś. Zobaczyłaś list zaadresowany do ciebie.





Szanowna Pani Katarzyno Gołaś. Mamy przyjemność poinformować, że Pani kandydatura na stanowisko asystenta kierownika w polskiej reprezentacji siatkówki mężczyzn została pozytywnie rozpatrzona. Do omówienia wszystkich szczegółów zapraszamy Panią do Warszawy 7 maja o godzinie 14.00 do siedziby PZPS-u.

 Z uszanowaniem Prezes Związku Piłki Siatkowej Mężczyzn
Mirosław Przedpełski.




- Krzysiek ja.... - zaniemówiłaś, patrząc raz na Ignaczaka, a raz na list.

- Po prostu pojedź na spotkanie i podpisz odpowiednie papiery. Tyle wystarczy - powiedział, uśmiechając się do ciebie.
- Nie wiem, czy dam radę - odparłaś po chwili.
- Posłuchaj - powiedział chwytając cie za ramiona, jednocześnie zmuszając, abyś patrzyła mu prosto w oczy - wiem, że tego chcesz i oboje wiemy, że on też by tego dla ciebie chciał. Może będzie to dla ciebie trudne. Pojechać do Spały, żyć między siatkarzami z myślą, że jego tu nie ma, ale to jest twoja szansa i powinnaś ją wykorzystać. Poza tym nie możesz zapominać, że nie jesteś sama. Owszem, Arek odszedł, zostawił po sobie pustkę, był twoim bratem. Ale nie możesz zapomnieć, że dla mnie i dla tych chłopaków za ścianą, też był bratem. A ty jesteś dla nas siostrą. I zawsze możesz na nas liczyć - przytulił cię do siebie i pozwolił, byś wtuliła się w niego z całych sił. Po chwili do kuchni weszła Iwona.
- No Krzysiu, tego to ja nie zniosę, jeśli zaraz nie po prosisz mnie do tańca, to dzisiejszą noc spędzisz na kanapie... sam... - śmieje się w jego kierunku. Libero od razu odrywa się od ciebie, by poprosić żonę do tańca. Po chwili widzisz ich przez kuchenne okno, jak tańczą na idealnym trawniku w ogrodzie, który powoli zapełnia się przez wszystkich gości.
- Mogę liczyć na taniec z jubilatką? - słyszysz głos, który rozpoznałabyś już chyba wszędzie. 
- Nie jestem za dobrą tancerką - uśmiechasz się krzywo.
- A ja za to jestem dobrym nauczycielem... śmiechu... Chodź - łapie cię za rękę i ciągnie za sobą na zewnątrz. - Baw się...

~^~


Evi: Cześć! Dawno nic nie było, no i proszę! Dodałyśmy w końcu nowy rozdział :)

Dzisiaj finał... Trzeba trzymać kciuki... 
Kasia chodź nadal powraca do wspomnień, zaczyna żyć... Co wy na to? 
Nie mam ostatnio weny, więc czy mogę liczyć na wasze komentarze? Może to dałoby mi kopa w cztery litery i w końcu bym się ogarnęła? 
Dobra, ja już kończę i oddaję głos współautorce :) 

Dzuzeppe: Cześć! Dodajemy rozdział w trakcie meczu, ale nie będziemy o nim pisać:P
Ja mam jedno słowo tylko: Walczmy
!!!
Ja ze swojej strony chcę wam jedynie powiedzieć, że ten rozdział pisany był chyba jakieś 3/4 miesiące temu, więc z lekkiego mojego kryzysu, za co przepraszam.
Chciałabym Was serdecznie zaprosić na Mojego Facebook'a oraz Aska.
Całuję :*

Ps. Za błędy przepraszam, nie mam głowy w tym momencie, żeby je poprawiać:P

sobota, 30 sierpnia 2014

Metoda Trzecia. "Masz ochotę ją odmienić."

Zbyszek.


Zabawa z dzieciakami i ich radosne uśmiechy naładowały się pozytywną energią. Jednak prawdziwą radość sprawił ci moment, gdy Kasia usiadła obok ciebie na dywanie i zaczęła się z wami bawić. Domi była córką, Sebastian synem, ty ojcem, a dziewczyna mamą. Bawiliście się w rodzinę. Taką szczęśliwą, prawdziwą rodzinę. Mimo, że to jedynie zabawa, dzieciaki przez całą kolacje nie mogły się od was odkleić. Na twoich kolanach przesiedział młody Ignaczak, a Kasia trzymała Małą. To co, że najpierw swoje porcje musiały zjeść dzieciaki. Tobie nigdzie się nie spieszy. Wręcz przeciwnie. W takiej atmosferze mógłbyś wiecznie przebywać.

- Dzieciaki, już proszę się pożegnać i na górę do łazienki.
- Ale mamo... - dzieciaki równocześnie zaczynają swoje jęki.
- Nie mamo, tylko już. Proszę ładnie podziękować i na górę - Iwona pozostała nieugięta, i dzieci w końcu poszły na górę, a przy stole zostałeś tylko ty, Ignaczakowie i Kasia.
- Wiecie co dzieciaki?
- Jakie dzieciaki, dorośli jesteśmy - prostujesz od razu, uśmiechając się.
- Dla mnie to wy małolatami jesteście - Krzysiek zawsze uwielbia ze wszystkim się drażnić. - Jak tak na was razem patrzę - wskazuje na ciebie i dziewczynę. - To chyba się Iwonko ze mną zgodzisz, że z dzieciakami im do twarzy.
- Krzysiu, myślimy dokładnie to samo.
- Wypraszam sobie, ja jeszcze młoda jestem, ale wam by się trzecia pociecha przydała - Kasia wystawia język w kierunku małżeństwa, lecz oni kwitują to jedynie głośnym śmiechem.
- Ty się już o nasze powiększenie rodziny nie bój - Iwona groźnie macha palcami przed twarzą dziewczyny.
- Ale kochanie, to byłby wspaniały pomysł - iskierki w oczach Krzyśka mówią ci wszystko. Doprowadzi do swego.
- Ja już się będę zbierał, późno się zrobiło - podnosisz się ze swojego miejsca.
- Nie ma mowy, Zbysiu u nas dom duży, gdzieś te swoje prawie dwa metry upchniesz - śmieje się libero, zatrzymując się w drzwiach.
- Krzysiek ma racje, możesz spać w gościnnym - czyli nici z twojego planu zalania się w trupa. - Kasia pokaże ci pokój, prawda? - dziewczyna kiwa głową. Jest naprawdę piękna.
- A my tym czasem udajemy się na spoczynek na pięterko - znowu wszyscy wybuchacie śmiechem.
- Przy gościach w domu z seksu nici, Ignaczak! - słyszysz jeszcze krzyk Iwony, by potem usłyszeć aksamitny głos Kasi.
- Zmieniłeś się.
- Każdy się zmienia, taka jest kolej rzeczy.
- Ale ty nie jesteś tym młodym, pewnym siebie chłopakiem, który chciał zaliczyć wszystkie panienki na obozie - uśmiecha się w twoim kierunku, a przez twoje ciało przechodzi dreszcz.
- Ale z jedną mi się nie udało... - zerkasz na nią, wprawiając w zakłopotanie, bo to ona była tą jedną. - Po części nadal taki jestem. Chcę wygrać za wszelką cenę. Dostać wszystko, co możliwe.
- Nie jesteś taki, Zbyszku... - mówi i zostawia cię samego.

Czujesz jakieś dziwne uczucie. Nie wiesz dlaczego, ale masz ochotę, by pokazać tej dziewczynie, że nadal jesteś tym samym niemyślącym Zibim, któremu się nie dała, lecz teraz ulegnie. Masz ochotę sprawić, by znowu się uśmiechała i sama również stała się tą zwariowaną dziewczyną z przeszłości, którą poznałeś, która nigdy nie pozwoliła ci na to, abyś ją wykorzystał, która pierwsza sprawiła, że się o nią martwiłeś. Bo mimo spędzonych jedynie tych dwóch tygodni razem na tym obozie, potrafiłeś coś do niej poczuć, ale nie potrafiłeś jej o tym powiedzieć. Masz ochotę ją odmienić.



Kasia.


Siedziałaś w pokoju i analizowałaś dzisiejszą kolację. Szczerze to nigdy nie sądziłaś, że jeszcze kiedykolwiek, ktoś taki jak Zbigniew Bartman, stanie na twojej drodze. Poznaliście się na boisku po jednym z meczów Arka, a niespełna dwa tygodnie później okazało się, że jesteście na tym samym obozie sportowym. Ironia losu. Ty miałaś wtedy piętnaście, a on szesnaście lat. Mimo młodego wieku już wtedy najchętniej przeleciałby wszystko co ma cycki. Nie wiesz, czy rzeczywiście to robił, czy tylko stwarzał takie pozory, wiesz tylko, że przez jakiś czas i ty byłaś na jego celowniku. 


Ale wbrew wszystkiemu dobrze się dogadywaliście. Po paru dniach okazało się że pierwsze wrażenie było złudne. Poznaliście się lepiej. Nawiązała się między wami więź. Może dlatego, że oboje kochaliście siatkówkę? A co do sportu. Gdy ty i Arek byliście mali, w waszej rodzinie nie było jakichś większych tradycji związanych z którąkolwiek dyscypliną. To twój brat zapoczątkował te tradycję. Ty potem zaczęłaś trenować lekkoatletykę, ale dla ciebie było to raczej hobby niż przyszłość. Szybko z tego zrezygnowałaś. Brakowało ci wytrwałości.... Arek, Zbyszek - wytrwałość to było ich drugie imię.

Była godzina piąta, kiedy się obudziłaś. Wiedząc, iż już nie zaśniesz, chwyciłaś leżącego przy łóżku laptopa i po cichu przemknęłaś do kuchni. Włączyłaś maszynę, a w między czasie zrobiłaś jeszcze sobie kawę, Z kubkiem gorącej cieczy zasiadłaś do stołu i zaczęłaś przeglądać oferty pracy. Twoje myśli krążyły jednak w okół zupełnie czegoś, a raczej kogoś, innego. Zibi dojrzał przez te ostatnie lata. Zmienił się, ale nie wiesz czy na lepsze. Dostrzegasz w nim cząstkę tego starego, znajomego Bartmana, ale jest też coś nowego. Coś, co nie koniecznie jest dobre.

- Znów nie możesz spać? - usłyszałaś za sobą głos libero i podskoczyłaś ze strachu. Kubek z kawą rozlał się na stole i w ostatniej sekundzie, zanim ciecz dopłynęłaby do laptopa, zdążyłaś go podnieść do góry. Krzysiek szybko się zreflektował i zaczął wycierać stół, mamrocząc pod nosem coś o tym, jak zdrowy na umyśle człowiek ma rozsądnie myśleć o piątej rano.
- A ty znów chcesz żebym zeszła na zawał? - odgryzasz się przyjacielowi.
- Moja wina, że jesteś taka strachliwa? - odpowiedział pytaniem na pytanie i zasiadł na przeciw ciebie. - Właściwie to chciałem pogadać z tobą o czymś innym.
- Mianowicie o czym?
- Za kilka dni masz urodziny i jedziesz je spędzić z rodzicami czy zostajesz u nas?
- Chciałabym wrócić dwa dni po urodzinach. I tak już siedzę wam na głowie. Poza tym nie dostałam tu pracy, więc pora wrócić w rodzinne strony. Jeśli wam to nie przeszkadza, posiedzę sobie do trzydziestego, a pierwszego maja wrócę do domu.
- Oczywiście, że nie będziesz nam przeszkadzać! - ożywił się. - Pójdziesz dzisiaj ze mną na trening? - zrobił przysłowiowe oczka kota ze Shreka i jak można mu było odmówić?
- Zgadzam się. - Krzysiek od razu obejmuje cię mocno i kręci wokół.
- Dziękuję! A teraz marsz do łózka i widzimy się na śniadaniu.
- Tak jest! - zasalutowałaś mu i z wielkim uśmiechem poszłaś do swojego pokoju, by po chwili spokojnie odpłynąć w ramiona Morfeusza.

~^~


Dzuzeppe: Cześć Wam!
Dziś startują MŚ, więc u nas pojawia się nowy rozdział, który, mamy nadzieję, spodoba się wam :)
Ja osobiście na mecz wybieram się do przyjaciółki, więc  dziś będzie krótko.
Jeśli chcecie wiedzieć, co dzieje się ze mną na płaszczyźnie blogowej i dlaczego jest mnie tu coraz mniej, to zapraszam Was tu
Przepraszam za błędy możliwe, jednak nie mam już czasu na poprawę :P
Całuję :*

Evi: Witam Was!
Z jednej strony czekałam na ten start MŚ z drugiej oznacza to koniec sierpnia...
Jak wasze nastawienia? 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Metoda Druga. "Jej oczy nie były już wesołe. Były przerażające.... Przerażająco martwe.... "

Kasia.


- Jestem! - słyszysz krzyk przyjaciela z przedpokoju. Próbujesz opanować swoje łzy, lecz nie udaje ci się ich wytrzeć, zanim libero przekroczy próg salonu. - Kasia... Płakałaś? Co się stało? - nie odpowiadasz. Nie potrafisz. Nie umiesz w tej chwili wydobyć z siebie tych kilku słów, by wytłumaczyć, o co chodzi. Pozwalasz przyciągnąć się do klatki piersiowej i objąć się szczelnym uściskiem przez Krzyśka. Nie hamujesz swoich emocji, nie chcesz niczego ukrywać. Płaczesz.
- Jestem słaba, Krzysiek...
- Nie jesteś...
- Jestem. Gdyby nie ty, nie potrafiłabym nawet przyjść na hale. Nie potrafiłabym spokojnie patrzeć na boisko i choć przez chwilę się z tego cieszyć. Krzysiek, gdyby nie dzieciaki i Iwona... Uciekłabym. zachowałabym się jak tchórz...
- Kasia... Spokojnie.
- Jak mam być spokojna, jak mam żyć normalnie kiedy jego już nie ma? A gdybym wtedy ich zatrzymała? Poprosiła, aby zostali jeden dzień dłużej? Gdybym powiedziała chociaż słowo, oni by żyli. Razem z wami zdobywałby medale i płakał po przegranej. Byłby ze mną!
- Ciiii kochanie. Będzie dobrze. Nie jesteś sama. I nigdy nie zostaniesz sama. Kochamy cię i nie pozwolimy ci się poddać. I to nie jest twoja wina. Z przeznaczeniem nie wygrasz.
- Ale możesz je oszukać

Kubek gorącej herbaty i laptop. Siedzisz na łóżku w pokoju gościnnym i czekasz, aż strona internetowa się załaduje. Otwierasz skrzynkę odbiorczą i widzisz dwie nowe wiadomości. Zaciskasz kciuka u lewej ręki i powoli otwierasz wiadomość. Uważnie śledzisz tekst, ale spotyka cię rozczarowanie. Kolejna odmowa uzasadniona w ten sam sposób. Brak doświadczenia. Jak do cholery masz zdobyć doświadczenie, jeśli nikt nie chce cię zatrudnić?! W drugim e-mailu było to samo. Zdenerwowana zatrzasnęłaś klapkę laptopa i, chwytając kubek, wyszłaś z pokoju. Poszłaś do kuchni i szybkim ruchem wylałaś ciecz do zlewu. Kolejna chwila słabości. Bo jak masz zacząć żyć na nowo, samodzielnie skoro nawet głupiej pracy nie możesz znaleźć?

Jesteś zupełnie sama w wielkim domu Ignaczaków. Nie masz ochoty, by dalej bezmyślnie wpatrywać się w ekran laptopa. Nie masz też bliskich znajomych, do których mogłabyś napisać. Nie masz nikogo, oprócz czwórki wspaniałych ludzi, u których aktualnie jesteś. Wiesz, że Iwona wróci zmęczona po pracy i odebraniu dzieciaków ze szkoły i przedszkola. Maszerujesz więc do kuchni i bierzesz się za przyrządzenie obiadu. W kuchni nigdy nie byłaś geniuszem, lecz doskonale pamiętasz chwile, gdy nocowałaś u Arka w Częstochowie i razem z Agą robiłyście lazanię. Stojąc przy kuchennym oknie czujesz nagle czyjś dotyk na ramieniu. Bez chwili zawahania chwytasz wałek i mierzysz nim do, jak się okazuje Krzyśka.

- Ale ja nic nie zrobiłem... - tłumaczy się, zerkając na możliwe narzędzie zbrodni.
- Nigdy więcej mnie nie strasz, słyszysz! - rzucasz wałek na blat i wybiegasz z kuchni.
- Kaśka! - zatrzaskujesz się w swoim pokoju, lecz już po chwili słyszysz ciche pukanie do drzwi i delikatny głos przyjaciela. - Mogę?
- Tak...
- Co jest? - przytula cię i od razu świdruje wzrokiem.
- Jestem beznadziejna...
- Kasia, już na ten temat rozmawialiśmy - wzdycha.
- Ale tak jest. Nawet pracy nie mogę sobie znaleźć... - podsuwasz mu pod nos laptopa. - Taka jest prawda Krzysiu... Jedynym wyjściem jest powrót do Ostrołęki, do rodziców.

Zostawiasz go samego, a swoje kroki kierujesz do kuchni. Postępujesz zgodnie z przepisem, by potrawa wyszła taka, jaką jadałaś z bratem. Masz okropną chęć, by spotkać się z nim, żeby umrzeć i znaleźć się w niebie tak jak on. By móc się do niego przytulić By poczuć, jak głaszcze twoje jasne, długie włosy. By najzwyczajniej w świecie powiedzieć, że go kochasz, najbardziej na świecie... Nie. Najbardziej we wszechświecie.



Zbyszek. 


Sam nie wiesz, co skłoniło cię, by przystać na propozycję Igły i pojawić się na kolacji w jego domu. Nie wiesz, czy to namowa Krzyśka, błagalne spojrzenie Sebastiana, który pojawił się na popołudniowym treningu, czy może po prostu chęć przebywania z normalnymi ludźmi, z którymi możesz spokojnie porozmawiać, a nie wysłuchiwać jedynie głośnych jęków czy krzyków. Taka jest prawda. Jesteś skurwielem, który co noc wykorzystuje bezradne kobiety, bo każda poleci na twoje wdzięki, każda nie potrafi ci się oprzeć, każdą możesz mieć. 

Wsiadasz do nowoczesnego samochodu, włączasz radio i dopiero możesz jechać do Ignaczaków. Nie denerwują cię nawet miejskie korki i czas, który przymusowo będziesz musiał w nich spędzić. Masz dziwnie dobry humor. Podśpiewujesz pod nosem słowa lecących piosenek, rytmicznie uderzasz palcami o kierownicę. Nie klniesz w myślach na bezmyślnych, pieszych ze słuchawkami w uszach, nie wyzywasz uczestników ruchu, a za wymuszenie pierwszeństwa. Ba! Nawet sam przepuszczasz ludzi na pasach, czy zwalniasz widząc, że ktoś chce zmienić pas ruchu.

Parkujesz przed domem rzeszowskiego libero, wysiadasz z samochodu, aktywujesz alarm. Widząc światła w salonie, a w nim wesoło biegające dzieci, sam się uśmiechasz. Przez otwarte okno udaje ci się poczuć zapach posiłku. Masz stu procentową pewność, że dziś wreszcie spędzisz wspaniały wieczór z przyjaciółmi. Pukasz do drzwi, lecz nikt ci nie otwiera. Wchodzisz do środka, zdejmujesz kurtkę i buty. Śmiech Sebastiana i Dominiki kieruje cię do salonu, gdzie dostrzegasz szalejące dzieciaki, Krzyśka, a obok niego na kanapie drobną kobietę. Piękną kobietę. Kobietę, którą chyba nawet znasz.

Pamiętasz ją, chociaż spotkaliście się dwa razy w życiu. Ale takich ludzi jak ona się nie zapomina. Kiedy zamkniesz oczy możesz przypomnieć sobie jej śmiech, śmiech który usłyszałeś kiedy się poznaliście. Ty i Arek Gołaś staliście na płycie boiska i rozmawialiście o siatkówce. Przyszedłeś na mecz w roli kibica. Dopiero zaczynałeś, wkręcałeś się w to towarzystwo, a on, chociaż stosunkowo młody, odnosił już duże sukcesy. Podziwiałeś go. Chciałeś dowiedzieć się czegoś. Usłyszeć jakieś rady, wskazówki. I wtedy nie wiadomo skąd pojawiła się ona, dużo młodsza niż jest teraz i rzuciła się twojemu towarzyszowi na szyję gratulując wygranej. Do tej pory pamiętasz to spotkanie. Spodobał ci się jej charakter. Dziewczyna z temperamentem. Żywa, przyjacielska. Na jej ustach wieczny uśmiech i te błyszczące szczęściem oczy. 

Libero i blondynka nawet nie zorientowali się że wszedłeś do pomieszczenia. To dzieciaki z głośnym okrzykiem "wujek!" zwróciły na ciebie ich uwagę. Krzysiek zerwał się z kanapy, a w jego ślady udała się dziewczyna. 

- Zibi to Kasia, Kasiu to jest Zbyszek, mój przyjaciel z klubu jak i reprezentacji.
- My mieliśmy już tą przyjemność się poznać - powiedziałeś posyłając jej swój firmowy uśmiech. Dopiero wtedy przyjrzałeś się jej uważniej. Wydoroślała, wypiękniała, ale zaszła w niej jeszcze inna zmiana. Popatrzyłeś na jej twarz i zrozumiałeś. Chociaż na ustach miała ten sam uśmiech - który wydawał ci się tym razem sztuczny, to ta największa zmiana zaszła w jej oczach. Jej oczy nie były już wesołe. Były przerażające.... Przerażająco martwe....  


~*~


Evi: Witam Was dzisiaj drugim rozdziałem. Zbyszek wkracza do akcji. Co o tym myślicie? Jakie macie przeczucia? Będzie tym, dzięki któremu Kasia odzyska równowagę czy może tym, który wprowadzi do jej życia jeszcze więcej chaosu? 
Muszę się przyznać, że wczoraj zapomniałam o dodaniu rozdziału, dzisiaj cudem sobie o tym przypomniałam. Od dzisiaj to ja informuje, aby odciążyć Dzuzeppe. 
Widzieliście występ Margaret przed rozpoczęciem dzisiejszego meczu? Co myślicie o piosence?
No i na koniec swojego monologu chcę was spytać, co myślicie o dzisiejszym wpisie Bartmana na fb odnośnie braku Kurka w składzie? Ja uważam, że wypowiedź jest dość mocna, można powiedzieć, że z jajami, ale również moim zdaniem ma rację. Jakie jest wasze zdanie na ten temat? 

Dzuzeppe: Jestem i ja, lekko spóźniona, ale jestem ;)
Jeśli są jakieś błędy, to biorę je na siebie, gdyż to moja działka, żeby je wyłapać.

Dziś mam jednak taki dzień,że nic mi się nie chce (to przez brak snu oczywiście {3h}).
Chciałabym Was wszystkich przeprosić, że ostatnio docieram do was strasznie spóźniona, 
jednak zawsze staram się dotrzeć i zostawić po sobie jakiś znak, 
więc chyba nie jesteście na mnie o to złe. ;-)
Całuję :*


Żądza Ostatnia.  /  Pytania?

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Metoda Pierwsza. "Moja druga mała siostrzyczka wróciła..."

Kasia.

Otacza cię wszędobylska głośność,gwar, tłum. Dźwięk muzyki, śpiewu, dopingu. Pierwszy raz od tak dawana masz szansę poczuć tę całą atmosferę na żywo, a nie męczyć się dosłownie w domowym zaciszu, które nigdy nie zastąpiło ci hali. Możesz wtopić się w tłum, śpiewać z nimi klubowe przyśpiewki, oklaskiwać przepiękne akcje, cieszyć się ze zdobytego punktu drużyny, której zamierzasz kibicować. Jesteś tu za namową przyjaciela Arka. Najlepszego przyjaciela, który i dla ciebie był bliski, mimo różnicy wieku i zachowania. Od kiedy pamiętasz uwielbiałaś przebywać w ich towarzystwie i krzątać się przy ich długich nogach, gdy maszerowali żwawo po mieście. Jesteś tu dzięki namowom Krzyśka.

Znajdujesz siedzące na trybunach Iwonkę i Dominikę, a młodego Sebastiana widzisz przy bandach w rozmowie ze swoim ojcem. Jesteś stuprocentowo pewna, że młody Ignaczak kiedyś pójdzie w ślady ojca, albo od razu zostanie trenerem. Już teraz bardzo przypomina ci nastoletniego Krzyśka, mimo że lat mu jeszcze kilku brakuje. Uśmiech sam wkrada ci się na twarz, gdy widzisz, jak Sebastian podpowiada boiskowym kolegom ojca, jak mają przyjmować, atakować, zagrywać. Twoje serce przyspiesza, gdy sędzia rozpoczyna pojedynek. Czujesz, jak podnosi ci się ciśnienie, a na twarzy pojawiają się wypieki. Jesteś szczęśliwa. Wreszcie.

- Kasia?
- Tak?
- To tu jest twoje miejsce... Nie za granicą, ale tutaj. W klubie. Z tego co wiem, to zarząd szuka tłumacza dla zawodników. Zastanów się nad tym, czy może by spróbować - Iwona stawia cię przed informacją o pracy, której tak bardzo teraz potrzebujesz. 
- Właśnie. Mama ma racje, ciocia - odzywa się twoja chrześnica, a ty mierzwisz z uśmiechem jej włoski. - Ciocia! Wiesz ile mama je układała...
- Widzę, że mała daje ci popalić - zwracasz się do Ignaczakowej, a ta kiwa tylko głową. Obie wracacie do obserwowania meczu. 

Jesteś jakby w transie. Jak za dawnych czasów, kiedy to weekend bez wypadu na mecz Arka był weekendem straconym. Gdy dochodzi do kulminacyjnego momentu przenosisz się do innego świata. Nie słyszysz innych kibiców. Nie widzisz ich. Widzisz tylko boisko i zawodników. Z ostatnią zagrywką wstrzymujesz oddech, trzymasz mocno ściśnięte kciuki i z lekko przymkniętych powiek obserwujesz to, co dzieje się na boisku. A gdy drużyna, której kibicujesz wygrywa, wpadasz w prawdziwą euforię. Podskakujesz razem z innymi kibicami, śpiewasz głośne "Dziękujemy"

Iwona z Dominiką podnoszą się z zajmowanych do tej pory krzesełek i kierują się w stronę płyty boiska. Czas płynie, a ty nadal siedzisz na swoim miejscu. Część kibiców kieruje się po autografy, a inni, ci którzy albo już takie mają, albo po prostu nie widzą sensu w posiadaniu autografu, wychodzą z hali. Po woli robi się pusto. W budynku znajdują się tylko rozciągający się siatkarze, ich drugie połówki i biegające pociechy. A ty nadal zajmujesz to samo miejsce. Przypominasz sobie, jak kiedyś to ty po meczu biegłaś na płytę i wpadałaś w ramiona brata i szczerze gratulowałaś mu zdobytych punktów. Wspólnie z nim cieszyłaś się wygraną, bądź wspierałaś po porażce.

- Cieszę się, że jednak przyjechałaś - jak przez mgłę słyszysz czyjś głos.
- Igła! - zrywasz się z krzesełka i przytulasz przyjaciela.
- Moja druga mała siostrzyczka wróciła... - otula cię ramionami, a tobie przypominają się te wszystkie momenty, gdy maszerowałaś z nim i bratem, a jeden z nich niósł cię na barana. Byłaś małym dzieckiem, lecz Krzysiek nie zostawił cię, mimo śmierci Arka. Wspierał, pocieszał, pozwolił na nowo uwierzyć w to, że masz dla kogo żyć. - Jedźcie z Iwoną i dzieciakami do domu, a ja dojadę potem, co?
- Nawet nie mogę się Tobą nacieszyć - udajesz obrażoną.
- Będziesz miała na to cały tydzień, bo cię z domu nie wypuścimy - pokazuje ci język i czym prędzej pędzi do szatni.

Pomagasz przyjaciółce ubrać dzieci, zakładasz kurtkę, wychodzisz z hali, a już po chwili siedzisz w samochodzie żony Krzyśka i jedziesz z nią do ich domu. Dawno nie byłaś już w Rzeszowie. W zasadzie omijałaś to miasto szerokim łukiem. A teraz spokojnie patrzysz na oświetlone ulice i cieszysz się z tego przyjazdu. Radosne twarze najbliższych ci osób w tym mieście przekonują cię, że nie tylko ty się cieszysz. Podczas studiów w Krakowie nie miałaś się nawet do kogo odezwać. Nikt nie potrafił zrozumieć tego, dlaczego stronisz od ludzi. Jedyną osobą, z którą utrzymywałaś kontakt była twoja współlokatorka. Była dla ciebie bratnią duszą. Właśnie była. Wyjechała do Włoch, do pracy.

- Ciocia, choć na górę, pokaże ci nową grę - Sebastian łapie cię za jedną dłoń, jednak Dominika od razu łapie za drugą.
- Nie! Ciocia chodź do mnie, zobaczysz mój pokaz mody!
- Jestem starszy!
- Dzieciaki! - Iwona przerywa kłótnie między rodzeństwem, a ty dziękujesz jej, bo czułaś się jakby rozerwana. - Do łazienki myć się i to już! - rozkazuje, a jej latorośle posłusznie udają się na górę. - Rozgość się, a ja za chwilę wracam. Ktoś musi w końcu nad tymi potworkami panować - puszcza ci oko i rusza za dziećmi.

Udajesz się do salonu, podchodzisz do kominka. Krzysiek i Arek. Razem z jakimś pucharem. A za nimi ty, Iwona i Aga. Uśmiechnięte od ucha do ucha. Nie spodziewałaś się, że zdjęcie sprzed około dziesięciu lat może stać u twojego przyjaciela razem z tymi z własnego ślubu, razem ze zdjęciami jego dzieci, razem ze wszystkimi najważniejszymi uwiecznionymi momentami życia. Do ręki bierzesz kolorowy album i siadasz z nim w dłoni na kanapie. Wilgotnieją ci oczy, gdy prawie na każdej stronie widzisz zdjęcia brata, gdy uśmiecha się zza cienkiej przezroczystej folii, gdy jest szczęśliwy z Agą, Tobą i Ignaczakami wokół siebie.


~*~



Evi: Dzisiaj mamy dla was 1. Jak widzicie Kasia próbuje zacząć od nowa. Chyba każdy z nas domyśla się, że coś takiego nie jest łatwe, część z was może podobnie jak ja coś takiego przeżyła w mniejszy lub większym stopniu. Ja mam tylko nadzieję, że wraz z Dzuzeppe w pełni oddamy emocje i uczucia, jakie takiej psychicznej rehabilitacji (że tak to ujmę, swoją drogą to resztę miesiąca spędzę na przymusowych zabiegach ;/) towarzyszą. 

Dzuzeppe: Witamy!
Jak widzicie na razie jest jedynie wizja Kasi, jednak już niedługo pojawi się również i Zbyszek.

Mam do was drobną prośbę. Jeśli chcecie czytać, to zapraszam was do wpisania się na listę, najlepiej z numerem gg, gdyż mój Twitter zwariował, a Ewa nie może informować was o tak późnej porze.
Przyznam się Wam, że dzięki rozpoczęciu publikacji na tym blogu wróciła do mnie chęć pisania ;)
Ściskam :*

niedziela, 3 sierpnia 2014

Prolog.

Nie najnowszy samochód zatrzymał się przed bramą wjazdową. Wysiadasz z niego, a twoje ciało oblewa zimniejszy podmuch wiatru. Nie jesteś pewna, czy to właśnie to miejsce, do którego zmierzasz, jest dla ciebie przeznaczone. W zasadzie to od jakiegoś momentu nie jesteś pewna niczego. W zasadzie twoje życie do tej pory opierało się tylko na studiach i jak najlepszych poszczególnych zaliczeniach i kolokwiach. Lecz teraz wszystko w twoim życiu uległo zmianie. Zdałaś ostatni egzamin i całe studenckie życie zamieniło się w jeden świstek papieru, że je ukończyłaś z wyróżnieniem.

Od ośmiu lat nie byłaś na żadnym meczu, nie miałaś odwagi wejść na żadną halę. Nie miałaś, gdyż każde spojrzenie w kierunku budynku, gdzie mogą być rozgrywane mecze siatkówki od razu powodowało rwące potoki twoich łez. A ty nie chcesz już płakać. Chcesz podziwiać jak przyjaciel twojego brata gra z jego numerkiem na koszulce i sprawia, że ludzie nadal pamiętają o człowieku z nazwiskiem Gołaś na plecach. Pamiętają o genialnej osobie, jaką był twój brat. Pamiętają o tragedii, jaka przydarzyła się twojej rodzinie.

Do tej pory stroniłaś od siatkówki. Odcięłaś się, bo zabrała ci brata. Może nawet nie ta piękna gra ci go zabrała, lecz przypadek, ale w twojej głowie ułożył się obraz, że to właśnie ta dyscyplina. Że to właśnie wasza ukochana siatkówka rozdzieliła was na zawsze. Twoje oczy zapełniły się łzami, gdy widziałaś całą reprezentację w takich samych strojach podczas dekoracji MŚ, na które przecież twój brat miał pojechać i zdobyć z nimi ten medal. Lecz każdy następny mecz był dla ciebie katorgą. Najpierw przestała przychodzić na hale siatkarskie. Potem oglądałaś spotkania tylko w telewizji, aż w końcu przestałaś nawet to robić.

Teraz wiesz, że straciłaś coś. Straciłaś dawną siebie. Tę roześmianą i szczęśliwą dziewczynę  która dała by się poćwiartować za boiskowych kolegów i przyjaciół brata, którzy stawali się z czasem i twoimi przyjaciółmi. Szczera nastolatka, jaką byłaś osiem lat temu, zniknęła w jednym momencie. Teraz wiesz, że musisz stawić żuciu czoła i iść dalej. Nie patrzeć za siebie w bolącą przeszłość  Pamiętać, lecz nie wypominać. Nadal za nim tęsknić, ale zacząć powracać do dawnego życia. Żyć.

Zaciskasz zęby, przechodzisz przez ulicę i stajesz przed drzwiami Podpromia. Potwierdziłaś, że będziesz, więc zawrócenie do Krakowa, gdzie studiowałaś i mieszkałaś przez ostatnie pięć lat, nie ma sensu. Widzisz wesołych i szczęśliwych ludzi wchodzących do środka, a sama nie możesz przekroczyć drzwi budynku. Boisz się. Boisz się tego, że na widok Krzyśka grającego z "16" na plecach rozpłaczesz się. Boisz się, lecz musisz podołać. Wchodzisz, cicho szepcząc...

- Niech się dzieje to, co uznasz za słuszne, braciszku...



~*~


Dzuzeppe: Witam wszystkich na pierwszym wspólnym projekcie z Ewą ;)
Historia Kasi i Zbyszka to coś, co zrodziło się w naszych głowach już ponad pół roku temu, jednak teraz wreszcie przyszedł czas, by rozpocząć publikacje. Mam nadzieję, że Ewa wytrzyma z moimi "pisarskimi humorkami", kiedy to wyłączam się jakby z tego świata i dotrwamy razem do końca, a potem zaczynimy kolejną już wspólną historię, którą piszemy ;)
Ściskam was i mam nadzieję, że jest u was choć trochę zimniej niż u mnie w łódzkim ;))

Edit. Prolog miał się pojawić już wczoraj, ale imieniny miałam ^^
Edit2. Gdyby  ktoś coś, to Żądza Dziewiętnasta ;)



  Evi: Ja również witam was wszystkich i dziękuję za obecność. Dziękuję też Dzuzeppe, która zgodziła się zrealizować ten projekt. Zależało nam na czymś oryginalnym, na historii nie podobnej do żadnej innej. Obecnie jest coraz więcej blogów, dlatego o tą niepowtarzalność coraz trudniej. Mam jednak nadzieję, że nie zawiedziemy waszych oczekiwań. Mam też nadzieję, że moja kochana współautorka wytrzyma ze mną, z moim częstym brakiem weny. Hmmm teraz to chyba tyle chciałabym powiedzieć...
 Trzymajcie się i cieszcie ostatnim miesiącem wakacji!


Jeśli jesteś zainteresowana dalszym rozwojem akcji, prosimy, wpisz się na listę informowanych, najlepiej podając numer gadu bezpośrednio w komentarzu.